10 czerwca dojechaliśmy do Szczecina, gdzie czekali na nas przedstawiciele organizatora wycieczki. W skład ekipy weszło 12 młodych żelarzy z naszej sekcji, 5 opiekunów, 2 panie z helskiego fokarium oraz przedstawiciele organizatora, z Panem Prezesem firmy NIVEA. 11 czerwca udaliśmy się na autokarową wycieczkę do niemieckiego Oceanum, znajdującego się w miejscowości Stralsund. Mogliśmy tam podziwiać niemal wszystkie okazy flory i fauny występującej w Bałtyku. Dodatkowo część edukacyjna i zabawowa obiektu była naprawdę imponująca, zaś przewodnicy byli w stanie zainteresować dzieci różnymi zadaniami na długie godziny.
Przez to dzień był pełen atrakcji i zakończył się naprawdę późnym powrotem do hotelu.
Następnego dnia odbyliśmy bardzo długi spacer po Szczecinie - była to zaprawa kondycyjna przed wejściem na pokład Zawiszy. Dodatkowo po spacerze odwiedził nas przedstawiciel armatora, który przedstawił nam szczegóły życia na morzu. W poniedziałek rano tuż przed wyjazdem do portu okazało się, że Maciek doznał kontuzji, co skończyło się unieruchomieniem kostki. Niestety lekarz nie pozwolił mu chodzić i Maciek nie mógł wyruszyć z nami w rejs.
Pierwsze wrażenie po wejściu na pokład - warunki iście spartańskie.
Koje w postaci 3-piętrowych łóżek, przestrzeń niezbędna do przewrócenia się z jednego boku na drugi - mocno okrojona. Każdy nieprzemyślany i zbędny ruch kończył się uderzeniem w kolejną koję. Jednak nic to dla zaprawionych w bojach, młodych żeglarzy.
Po zaokrętowaniu zostaliśmy przywitani przez załogę Zawiszy, z kapitanem na czele. Jeszcze tylko pozostało całodzienne szkolenie z zasad bezpieczeństwa i byliśmy gotowi do wyjścia w morze.
I tak też się stało - dokładnie 14 czerwca o godzinie 6:00 rano odbiliśmy od brzegu. Nie było już możliwości odwrotu, a w nocy nikt nie zdezerterował :-).
W tym momencie należałoby napisać, jakie widoki towarzyszą żeglowaniu na pełnym morzu, przy ładnej pogodzie, niewielkim zafalowaniu i w pięknej okolicy. Jednak opisać tego nie sposób - to po prostu trzeba zobaczyć.
Kiedy tylko pogoda dopisywała, można było się spokojnie opalać, odpoczywać lub po prostu podziwiać widoki. Oczywiście w przerwach od obowizków, do których należały między innymi: codzienne, bardzo dokładne sprzątanie żaglowca (włącznie z łazienkami), przygotowywanie posiłków, nakrywanie do stołu, sprzątanie po posiłkach, czy ulubiona część - sterowanie.
Do Kopenhagi dotarliśmy po około 36 godzinach podróży. Niestety przeciwny wiatr nie pozwolił nam na postawienie żagli, więc całą drogę przebyliśmy na silniku. Sama duńska stolica bardzo urokliwa - zaraz po przybyciu na miejsce wszyscy wybraliśmy się zwiedzać okolicę.
Zobaczyliśmy wszystkie ważniejsze miejsca, zakupiliśmy pamiątki, zjedliśmy lody, urządziliśmy mini-przedstawienie i powróciliśmy na jacht. Wczesnym porankiem odbiliśmy od nabrzeża i obraliśmy kurs na Kerteminde. Podczas tego etapu podróży Neptun okazał się łaskawszy, przez co większą część tego etapu płynęliśmy już używając żagli i wiartu do napędu jednostki.
Niedługo po wypłynięciu z Kopenhagi dotarliśmy do Kerteminde, gdzie znajduje się morświnarium. Jako że miejscowy port był zbyt płytki dla naszej jednostki, rzuciliśmy kotwicę w pobliskiej zatoczce, zaś transport na brzeg zapewnił nam pokładowy ponton o napędzie spalinowym. Kilka kursów w stronę brzegu i wszyscy byliśmy na suchym lądzie.
Na miejscu czekał nas pokaz tresury morświnów, fok oraz w większości interaktywne eksponaty. Można było np. zaobserwować, co się dzieje z rzekami, gdy przy ich ujściu wieje przeciwny wiatr.
Po dniu pełnym atrakcji ponownie wróciliśmy na pokład jachtu. Chwila odpoczynku i wieczorem opuszczaliśmy przyjazną zatokę. Obraliśmy kurs na Bornholm. Na tym etapie pogoda nie była już łaskawa - trafiliśma na silny, przeciwny wiatr i intensywne deszcze. Jednak przepływając pod pięknymi, duńskimi mostami zapominaliśmy o niedogodnościach. Ponownie widoki były fantastyczne.
Na Bornholm dotarliśmy w niedzielę 19 czerwca. Tak jak w Kopenhadze, udaliśmy się na zwiedzanie okolicy. Panujący tam spokój był wprost urzekający. Nikt nigdzie się nie spieszył, rzadko kiedy przejeżdżało jakieś auto, a miejscowa ludność była jakaś taka spokojniejsza.
Szybkie zwiedzanie, ponownie zakup pamiątek, kilka partii warcabów, gdzie pionkami były dzieci, zaś szachownica była utworzona w jednym z parków na ziemi, i powrót na jacht. Chwila odpoczynku i wypływaliśmy w stronę Helu.
Żeglowanie na Hel było zdecydowanie najprzyjemniejsze - mocny wiatr w rufę, postawione sporo żagli i piękne słońce powodowały, że ten etap był niezwykle przyjazny. Na Helu udaliśmy się do fokarium, na plaży graliśmy w rugby, co odważniejsi nawet wykąpali się w Bałtyku. Powrót na jacht i następnego dnia wypływaliśmy już w ostatni i najkrótszy etap podróży - z Helu do Gdyni. W Gdyni pozostało już tylko spakowanie się, załadowanie wszystkich toreb do autokaru i... w ten sposób zakończyła się nasza przygoda.
Zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy do Rybnika.
Wojciech Wójcik - złoty medal, a Marta Wójciak - srebrny w MP w Sprintch klas ILCA
Czytaj artykuł ›
OOM - najważniejsza impreza żeglarska dla klasy ILCA 4.
Czytaj artykuł ›
Zapraszamy wszystkie dzieci na zajęcia nauki oraz doskonalenia umiejętności żeglarskich. W sezonie 2024 organizujemy SZKÓŁKI ŻEGLARSKIE dla dzieci od 6 roku życia! W ofercie również...
Czytaj artykuł ›
Już siódmy rok z rzędu w Czytaj artykuł ›